Nareszcie piąto- i szóstoklasiści doczekali się swojej kilkudniowej wyprawy w góry. Grupa 45 osób wraz z czworgiem opiekunów pojechała do Daleszyc, by podziwiać naturalne piękno i zabytki jednych z najstarszych pasm górskich w Polsce.
Podróż przebiegła z małymi niedyspozycjami, ale na szczęście pani Kasia Mandrysz miała woreczki :-)
Pierwszego dnia w Jędrzejowie obejrzeliśmy muzeum zegarów im. Przypkowskich, ale w tym miejscu uczniów i pana Mrozka najbardziej zaciekawił ogródek pełen jadalnych ziół. Następnie udaliśmy się zwiedzić najpięknięszą z polskich jaskiń – jaskinię Raj. Ponoć niedaleko jest jaskinia o nazwie „Piekło”, ale jakoś nie wiadomo dlaczego, nikt nie nalegał, by ją obejrzeć. Za to jaskinia Raj zrobiła na uczestnikach wyprawy piorunujące wrażenie swoimi przestrzennymi strukturami, najeżonymi stalaktytami. Występują one tutaj w unikatowym na skalę światową zagęszczeniu. Jaskinia uznana została za rezerwat przyrody nieożywionej i stanowisko archeologiczne.
Kolejną atrakcją był zamek w Chęcinach. Poza kupowaniem pamiątek dzieci mogły zmierzyć się z lękiem wysokości i wyjść na naprawdę wysoką wieżę, by podziwiać stamtąd piękną panoramę Gór Świętokrzyskich. Zmęczeni przybyliśmy do punktu noclegowego, ale na dobicie zrobiliśmy sobie 5 kilometrowy spacer wokół pięknego jeziora, nad brzegiem którego usytuaowany był nasz ośrodek. Niektórzy pokusili się nawet na pokonanie tego odcinka biegiem z panem Mrozkiem, który był bardzo szczęśliwy, że ma godnych siebie następców do uprawiania maratonów. Nauczyciele mieli nadzieję, że wykończone dzieci zasną błogo od razu po umyciu ząbków, ale niektórzy owo mycie ząbków zostawili sobie chyba na rano ;-)
Po pierwszej nocy (której szczegółów nie będę zdradzać) mało przytomni uczniowie udali się na dalsze zwiedzanie, a właściwie na wspinanie, ponieważ celem tego dnia było wyjście na Łysą Górę, czyli Święty Krzyż. Jest to najwyższe wzniesienie w tych górach. Od tego wzniesienia nazwę wzięło całe pasmo, a także dawne województwo. Pogoda nam sprzyjała, więc wolnym krokiem weszliśmy na teren parku narodowego i w towarzystwie świętokrzyskiej fauny i flory dotarliśmy na górę. Tam zobaczyliśmy relikwie drzewa Krzyża Świętego. Jak głosi legenda relikwie przybyły tam za panowania Bolesława Chrobrego. Król zaprosił do Polski królewicza węgierskiego Emeryka. Młodzieniec, jak to było w zwyczaju, przed daleką podróżą poprosił ojca - Stefana, króla Węgier - o błogosławieństwo. Król na pożegnanie zawiesił na szyi syna oprawione w złoto relikwie Krzyża Świętego. Droga z sanktuarium w dół była bardzo wyboista. Skakaliśmy po kamieniach i nieźle się zmęczyliśmy schodzeniem do Nowej Słupi. Tam można było odpocząć na podłodze Muzeum Starożytnego Hutnictwa. Trwająca prawie godzinę pogadanka kustosza tylko niektórych zainteresowała. Jeden z uczniów po wejściu do sali wystawowej popatrzył na podłogę pełną łupków wyglądających jak kretowiny i zawołał: „Tu nic nie ma!” Dopełnieniem dnia było obejrzenie widoku Kadzielni od strony wąwozu w Kielcach.
Drugi wieczor był równie intensywny jak pierwszy, a więc spędzony na sportowo. Uczniowie grali w piłkę nożną na boisku pooranym takimi bruzdami, że ledwie było ich widać spomiędzy kolein. Pan Mrozek, który przyjął na siebie rolę sędziego, miał niełatwe zadanie zapanować nad walczącymi sportowcami bez gwizdka! Ale udało się i nie było nawet żadnej kontuzji. Potem chętni grali jeszcze w piłkę ręczną, wykonywali ewolucje na piaskowej plaży, odwiedzili stadninę koni i robili piękne fotki na tle zachodzącego nad jeziorem słońca. W romantycznym nastroju wróciliśmy do ośrodka, ale wówczas czar prysł i zaczęła się normalna zabawa w pokojach. Rozegrano jeszcze kilka meczy w ping- ponga i bilard, po czym uczniowie bawili się z nauczycielami w chowanego ;-)
Trzeci dzień zwiedzania zaczęliśmy od dobijania się do dworku Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, gdzie chyba wszyscy jeszcze spali, gdy stanęliśmy pod drzwiami o godzinie 9.00. Jednak warto było chwilkę poczekać, bo posiadłość godna jest obejrzenia. Pani przewodnik ciekawie opowiadała, a był czas nawet na zabawę w otwieranie skrytek z pamiątkami po sławnym pisarzu. W drogę o mało nie wyruszyliśmy z dodatkowym uczestnikiem, ponieważ przyczepił się do naszej wycieczki wielki owczarek niemiecki, który pilotowal nas podczas marszu. Niestety, wszystkie miejsca w autobusie były zajęte i miły, choć groźnie wyglądający psiak, musiał zostać. Nastepnie pojechaliśmy zwiedzać kolejną jaskinię – Kadzielnię w Kielcach. Na niektórych zrobiła ona jeszcze większe wrażenie niż jaskinia Raj. Jest to jaskinia pionowa, żyją w niej nietoperze, na szczęście żadnemu z uczestników wycieczki nie zdarzyło się bliskie spotkanie z tymi małymi „wampirkami”. Później zwiedziliśmy Kielce, jest to naprawdę duże i pięknie rozplanowane architektonicznie miasto. Porobilismy mnóstwo zdjęć, ale najbardziej przypadło uczniom do gustu Muzeum Zabawek. Tam można było obejrzeć, jakimi to dziwacznymi lalkami, samochodzikami i klockami bawili się ich rodzice. Na placyku przed muzeum stało zaś kilka mobilnych, drewnianych pojazdów do dyspozycji zwiedzających, które ledwo przetrwały intensywną eksploatację co niektórych wycieczkowiczów z naszej ekipy.
Nastąpił koniec atrakcji, choć może dla niektórych ważny (mam nadzieję, że nie najważniejszy!) był ostatni punkt programu czyli wizyta w McDonaldzie. Rekordzistą okazał się Dawid Pawełek, który przejadł tam około 45 zł! Widać, jednak, że jedzenie z tej restauracji nie jest takie złe, jak to opowiadają, bo żadne sensacje żołądkowe podczas kilkugodzinnej podróży do domu ani Dawidowi ani nikomu innemu się nie przydarzyły :-)
Wycieczka była udana, a wszyscy – uczniowie i nauczyciele - najbardziej cieszyli się z tego, że nastepnego dnia była sobota i można było odespać tak intensywnie spędzony na wyjeździe czas! Jak było? Chyba fajnie, ponieważ pieniążki zostały wydane, a uczestnicy zmęczeni (patrz zdjęcia) wracali do domu. To, że czasem trzeba było w ramach zadośćuczynienia za nie najlepsze zachowanie zrobić kilka przysiadów, jest szczegółem i nikt o tym nie pamięta...
A. Tkocz
link do galerii